Lider zespołu przyznaje, że od wczesnych lat dzieciństwa towarzyszyła mu muzyka.
- W wieku pięciu lat dostałem plastikowy syntezator, takie organki. Bardzo szybko potrafiłem zagrać ze słuchu fragmenty kolęd. Przychodziło mi to bardzo łatwo. Był to impuls dla rodziców, by zrobić coś z moim talentem. W "zerówce" miałem swój pierwszy występ. Podczas uroczystości śpiewałem "Bal Wszystkich Świętych" Budki Suflera. Nigdy nie wstydziłem się występów. Krępowało mnie to, jeśli musiałem nauczyć się czegoś na pamięć - mówi.
Później uczestniczył w przeglądach kolęd i pastorałek w Cycowie. - Zająłem drugie, a może pierwsze miejsce z utworem "Maleńka miłość". Byłem wówczas uczniem ogniska muzycznego pod przewodnictwem pani Marzenki Karpowicz. Jednocześnie uczyłem się grać na keyboardzie - dodaje.
Śmierć taty
Karol, mając 11 lat, stracił ojca.
- Tato pracował jako kierowca autobusu. Wracał z trasy. Z naprzeciwka nadjechał inny samochód. Kierowca zasnął i uderzył w auto z moim tatą, zjeżdżając na jego pas. Straciłem kogoś bardzo ważnego - wspomina. - Grał na akordeonie. Motywował mnie do stawiania kroków w muzyce. W jednej chwili w domu pojawił się smutek. Nie miałem nastoju i kontynuowania przygody. Dopiero po kilku latach obudziło się we mnie pragnienie kontynuowania swojej pasji - opowiada.
Młody chłopak musiał bardzo szybko wydorośleć.
- Chciałem i musiałem znaleźć zajęcie, które pozwoli mi zarabiać pieniądze. Mieszkałem wraz z mamą oraz rodzeństwem i jako najstarsze dziecko czułem swoją misję - dodaje.
(...)
POZOSTAŁO 90 PROC. TEKSTU
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "Wspólnoty Łęczyńskiej" - LINK
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.