Spraw z naszego podwórka, o których "trąbiły" ogólnopolskie media nie brakowało.
Wy(skok) burmistrza
O skoku Leszka Włodarskiego, burmistrza Łęcznej, w ubraniu do świeżo wyremontowanego basenu w Szkole Podstawowej nr 2 krzyczały czołówki wszystkich chyba polskich mediów. Pytany na gorąco przez "Wspólnotę" czy powtórzyłby skok, odpowiedział: - Tak, choć nie będę ukrywał, że nachodziły mnie pewne wątpliwości w miarę gromadzenia się w mediach tych informacji i komentarzy. W większości skok został odebrany z dystansem i sympatią.
Nie brakowało jednak krytyki i głosów oburzenia. Blog LLE24 do dziś nazywa burmistrza "skaczącym Leszkiem".
Basen zamknięto wobec alarmów o ewentualnym skażeniu wody po skoku w ubraniu. Sanepid zbadał wodę. Nie stwierdzono skażenia. Burmistrzowi upiekła się zapłata za wy(skok) z własnej kieszeni, co zadeklarował na łamach "Wspólnoty".
Sprawdziliśmy, ilu włodarzy miast tak właśnie otworzyło ostatnio baseny. Naliczyliśmy sześciu, ale o żadnym nie było tak głośno.
Makabryczna zbrodnia w Ciechankach
Mówiła o niej cała Polska. Do morderstwa doszło w nocy z 12 na 13 kwietnia 2017, z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Powodem zbrodni była zazdrość. Zamordowany, 36-letni Mariusz Śliwiński pochodził z Dąbrowy w gminie Milejów. Od 8 lat pracował w Belgii, a gdy wracał do kraju, spotykał się z poznaną przez internet, wtedy 32-letnią, Martą K. z Ciechanek, której w czasie pobytu za granicą wysyłał pieniądze. Jednak podczas nieobecności Mariusza kobieta rzucała się w objęcia innego mężczyzny, 48-letniego Dariusza M.
Feralnego dnia Mariusz wrócił do domu na święta. Pojechał do Marty K., która zaproponowała mu spacer do lasu na tzw. plac buraczany. Na miejscu czekał Dariusz M., z którym Marta uzgodniła plan zbrodni. Mężczyzna najpierw uderzył pięścią w twarz Mariusza, potem powalił na ziemię, bił pałką teleskopową. Ona podała kochankowi pistolet śrutowy, z którego Dariusz M. przynajmniej dwa razy strzelił w głowę Mariusza. Podtrzymywała rannego, gdy jej kochanek zadał mu ciosy nożem w mostek i w serce.
Sprawcy zeznali, że ciało zapakowali w przygotowaną plandekę i samochodem przewieźli nad Wieprz i wrzucili do rzeki. Ubrania własne i Mariusza spalili. Jednak ciała do dziś nie znaleziono.
Sprawa wyszła na jaw, gdy Marta K. zmyśliła historię o porwaniu Śliwińskiego, którą zgłosił łęczyńskim policjantom. Nie dali się nabrać. Przycisnęli kobietę, która w końcu powiedziała, jak było naprawdę.
Mimo braku ciała prokuratura postawiła Marcie K. i Dariuszowi M. zarzut morderstwa. Toczący się przed Sądem Okręgowym w Lublinie proces relacjonowaliśmy na naszych łamach. Wyrok zapadł w listopadzie 2019 r. Mordercy dostali po 25 lat więzienia.
Inwestycja pięciolecia
To zdecydowanie odcinkowy pomiar prędkości, który okazał się inwestycją w życie. Pomiar zaczyna się na rogatkach Łęcznej, a kończy w Turowoli-Kolonii. Przez ostatnie pięć lat na odcinku, który wcześniej nazywaną "drogą śmierci" nie było żadnego wypadku. Jedynie niewielkie kolizje.
Tymczasem 201 km/h pędził 27-letni kierowca audi, który spowodował wypadek w Turowoli nad ranem 19 grudnia 2015 roku. Stracił panowanie nad autem i z impetem uderzył czołowo w nissana. Jadący nim 56-latek zginął na miejscu, kierowca audi zmarł w szpitalu w Łęcznej. Obaj byli górnikami.
W rozbite samochody uderzyły jadące za nimi toyota i renault. Kierowcom tych aut nic się nie stało. Jak ustalili policjanci, 27-latek dostał w swoim życiu niejeden mandat za nadmierną prędkość.
Nie był to pierwszy śmiertelny wypadek na trasie z Łęcznej do kopalni w Bogdance, zwanej przez wielu "rylostradą" od popularnego określenia górników. Mają oni opinię kierowców z ciężką stopą, a droga - szczególnie niebezpiecznej w godzinach dojazdów na szychty. Górnicy pędzili, urządzali wyścigi, jazda na trzeciego była tutaj normą.
Tragedia w grudniu 2015 roku przelała czarę goryczy. Wszyscy byli zgodni, że odcinkowy pomiar prędkości to jedyny bat na piratów drogowych.
Bezpośrednio po tragedii pierwsza z wnioskiem o instalację zwróciła się do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego łęczyńska policja. Ówczesny starosta łęczyński, Roman Cholewa, komentując pomysł, grzmiał: - Jeśli czegoś w tej sprawie nie zrobimy, pozwolimy, by zrobił się z tej drogi cmentarz!
Instalację sfinansował Lubelski Węgiel Bogdanka oraz gminy Cyców, Łęczna i Puchaczów. Odcinkowy pomiar prędkości powstał rok po wypadku, w którym zginęło dwóch górników. To druga taka instalacja na drodze krajowej nr 82 i to jedynie w odległości ok. 10 km od OPP w Łuszczowie.
Metamorfoza pięciolecia
W pierwszej "Wspólnocie" pisaliśmy, że Park Podzamecki powinien być wizytówką Łęcznej, a nie schowanym za murem wstydem. Przez minione lata mieliśmy przyjemność śledzić imponującą metamorfozę 2,6 ha parku w Podzamczu, która zarośnięty i zapuszczony obiekt przemieniła w ulubione miejsce wypoczynku łęcznian, z trasami spacerowymi nad niedostępnymi dotąd brzegami Świnki i Wieprza. Ruiny zmieniły się w malownicze ruiny, suszarnia chmielu w wieżę widokową. Obsadzane pole za murem z opoki zaadaptowane zostanie na miejsce koncertów i imprez masowych. Już obsadzono je trawą.
Wycięto 75 drzew: chorych, uszkodzonych lub kolidujących z zaplanowanymi pracami. Zgodę na ich usunięcie wydał Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Karczowane krzaki odsłaniały dawne zabudowania folwarczne. Powstał ogród włoski i siłownia plenerowa oraz siłownię dla zwiedzających.
Budynki stajni i obory zostały zabezpieczone i udostępnione dla odwiedzających. W starej suszarni chmielu powstał punkt widokowy. Obiekty są podświetlone. Urody dodały parkowi nowe nasadzenia, alejki spacerowe, ławki, kosze na śmieci, tablice informacyjne i latarnie.
Projekt "Ochrona zasobów dziedzictwa kulturowego na terenie zespołu dworsko-parkowego Podzamcze" zrealizowany został w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Lubelskiego na lata 2014-2020 ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, budżetu państwa i środków własnych Gminy Łęczna.