Pięciu młodych mieszkańców Lublina w wieku 17-20 lat spędzało majówkę w wynajętym domku nad jeziorem Zagłębocze. W nocy z poniedziałku na wtorek w czasie mocno zakrapianej imprezy na molo, postanowili popływać łódką. Wtedy doszło do tragedii.
- Młodzi mężczyźni samowolnie zabrali łódkę stojącą przy brzegu i popłynęli nią bez wioseł. W końcu utkwili w trzcinach i próbowali jakoś tą łódkę rozbujać. Ta się jednak przewróciła i chłopcy wpadli do lodowatej wody na głębokości 2-3 metrów. Byli pod wpływem alkoholu, a jeden z nich nie umiał pływać - informuje komisarz Michał Grzesiuk z policji w Łęcznej.
Tej umiejętności nie posiadał 20-latek, który zaczął tonąć. Jak ustaliła prokuratura, tylko jeden z kolegów próbował udzielić mu pomocy, ale bezskutecznie. Woda pochłonęła młodego mężczyznę.
- Sekcja zwłok nie wykazała śladów przemocy, przyczyną śmierci było utonięcie. Jednak w grę wchodzi zarzut nieudzielenia pomocy, bo trzej chłopcy uciekli z miejsca zdarzenia. Czwarty próbował pomóc, ale nie dał rady i wyszedł z wody - mówi Paweł Banach, szef Prokuratury Rejonowej w Lublinie.
Następnego dnia rano chłopcy wrócili do Lublina i w jednej z komend powiedzieli, że ich kolega zaginął. Twierdzili, że dopiero nad ranem po przebudzeniu zorientowali się, że go nie ma. Policjanci rozpoczęli poszukiwania, a w południe znaleźli w jeziorze ciało 20-latka obok pozostawionej łódki.
W czasie przesłuchań młodzi mężczyźni przyznali, że zmyślili zaginięcie i zrelacjonowali śledczym przegieg wydarzeń tragicznej nocy.
20-latek to pierwsza ofiara wody w tym sezonie na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim.
Za nieudzielenie pomocy osobie znajdującej się w połozeniu zagrażającym życiu grozi do trzech lat więzienia.