- Na tym zdjęciu jest ciocia, pamiętasz? A na tym tata maluje pokój. - Mateusz nie ma problemów z pamięcią, jednak od trzech lat nie był w swoim domu, od trzech lat nie widział swojego pokoju... Uwielbia oglądać zdjęcia, które przypominają mu, że szpital nie jest jego prawdziwym domem. Po trzech latach nieobecności słowo dom staje się tęsknotą, a w przypadku choroby Mateusza miejscem, które wydaje się nieosiągalne. Można zapomnieć, jak wyglądają ściany, gdzie leżały ulubione zabawki. 24 marca minęły trzy lata, od kiedy Mateusz ostatni raz zobaczył swój pokój. Nawet nie zdążył pożegnać się z ulubionym misiem. Czy jeszcze kiedyś wróci do domu?
- Trzy lata temu poszliśmy z synkiem na spacer. Mateusz pokazywał, że boli go coś po prawej stronie. - wspomina mama chłopca. - Myśleliśmy, że to kolka, więc mąż wziął Mateusza na ręce i wróciliśmy do domu. A wieczorem byliśmy już w szpitalu... W wyniku choroby wirusowej doszło do zapalenia mięśnia sercowego. Godzinę, dwie później mogłoby być już za późno. Echo serca pokazało, że serce kurczyło się tylko w 17%, tak bardzo było zapełnione krwią. Lekarz po oddechu poznał, że Mateusz miał problemy z sercem. Miał, gdy był mały - stwierdzono PDA (przeciek Botalla) i w przegrodzie międzykomorowej, ale się zrosło i od rtzech lat serce nie sprawiało kłopotów. Aż do 24 marca 2012 roku...
Lekarze próbowali ratować serce chłopca, ale zmiany były tak duże, że jedynym ratunkiem, aby nadal żył, było podłączenie go do sztucznych komór serca. Zastępcze serce Mateusza jest ogromne, większe od niego - to sprzęt około 1 metra wysokości, sporej wadze. Można je pchać jak wózek, na którym znajduje się monitor, który pokazuje pracę serca Mateusza. Z brzucha chłopca wychodzą dwie rury zakończone kulką, w której jest krew. - Gdy pierwszy raz dotknęłam tej kuleczki, wystraszyłam się. Czułam się tak, jakbym dotykała serduszka mojego synka - mówi mama. Sztuczne serce działa jak balon, podłączony do lewej komory serca, który wpuszcza i wypuszcza krew. Mateusz cały czas jest podłączony do maszyny, w dzień i w nocy. Nie może wychodzić poza teren szpitala, nie może wrócić do domu. Szpital stał się jego przymusowym domem, tu jest bezpieczny, tu bije jego wielkie serce, źródło życia, do którego jest przywiązany. W szpitalnej sali toczy się jego życie. Mama jest przy nim cały czas, dla niej też szpital stał się domem. Na jak długo?
Na to pytanie nikt nie potrafi odpowiedzieć. Już 1000 dni Mateusz czeka na dawcę serca. Przeszczep serca to jedyny sposób, żeby Mateusz mógł być odłączony od sztucznych komór. Niestety, dawców jest coraz mniej. Mateusz nie może też przyjąć serca od dorosłej osoby, ponieważ jest dla niego za duże. Już raz miał mieć serce, dawcą była 8-letnia dziewczynka, jednak jej serce też było za duże o kilka centymetrów. Mateusz wciąż czeka.
Mateusz zna na pamięć szpitalne korytarze. Namiastką życia poza szpitalem jest dla niego szkoła. Przychodzi do niego nauczycielka, jednak jego sztuczne serce jest za głośne, żeby Mateusz ją dobrze słyszał. Chłopiec nie słyszy dźwięków docierających do jego ucha, a procesor sprawia, że fale dźwiękowe docierają bezpośrednio do mózgu. Mateusz wszczepiony implant i procesor mowy, jednak sprzęt się psuje, a baterie starczają na 2-3 godziny. Mateusz potrzebuje pomocy, której nie może otrzymać w ramach finasowania NFZ - nowy aparat należy mu się dopiero za trzy lata. To tyle, ile Mateusz mieszka w szpitalu. Nie może tyle czekać, chociaż na tę jedną rzecz pomóżmy mu nie czekać! Nowy procesor kosztuje 40.000 zł.
Mateusz bez nowego serca od dawcy nie opuści szpitala - taka jest smutna prawda. Nauczył się żyć z wielką maszyną u swego boku, bez której nigdzie nie może się ruszyć. Wie, że to jego zastępcze serce, chociaż z wyglądu serca nie przypomina. Pomóżmy Mateuszowi doczekać przynajmniej jednej rzeczy, której potrzebuje... To jedno możemy dla niego zrobić.
Chcesz pomóc Mateuszowi? Wejdź na stronę siepomaga.pl