Wśród dzieci była m. in. uśmiechnięta dziewczynka, która w tym roku trafiła do łęczyńskiego szpitala z oparzeniem prawie całego ciała (poza twarzą). Kilka tygodni leczono ją na intensywnej terapii. Dziś już doszła do siebie, odbiera prezenty od Mikołaja.
- Wasz pobyt w naszym szpitalu związany był z pewnym nieszczęściem, które się wydarzyło. Chcemy, aby dzięki dzisiejszej wizycie wasze wspomnienia związane z naszym szpitalem były weselsze. Wasza obecność ładuje nam akumulatory na kolejny rok pracy - mówił dyrektor szpitala Krzysztof Bojarski.
Gości witał także prof. Jerzy Strużyna, szef Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej.
- Te stworzenia są tak żywe, że ciężko je upilnować. Potem są wyrzuty sumienia, strach, troska. Rodzice cierpią bardziej niż dzieci, bo mają większą świadomość. Ale takie życie już jest, że zawsze się dzieci parzyły i będą parzyć. Pilnujcie tych obrusów i zup, ale jak już się zdarzy, to nie martwcie się, do Łęcznej można zawsze dojechać – dodał prof. Jerzy Strużyna.
Łęczyńska oparzeniówka dla dzieci działa cztery lata. To jedyny taki oddział po wschodniej stronie Wisły. Leczyło się tutaj już blisko tysiąc dzieci.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty Łęczyńskiej (dostępnym w punktach sprzedaży).
Kamil Kulig