Przypomnijmy: we wtorek 27 listopada po godz. 16 małżeństwo 37-latków odwiedziło grób swoich bliskich na cmentarzu parafialnym w Łęcznej.
Wracając alejką wpadli do otwartego grobowca, niszcząc trumnę i wpadając na leżące tam od lat szczątki. 37-latkowie nie odnieśli żadnych obrażeń, ale przeżyli ogromną traumę. - Do końca życia będziemy mieli przed oczami ten grób - mówili "Wspólnocie".
Grabarz rozkopał fragment alejki, a także otworzył od frontu grobowiec, żeby na drugi dzień móc pochować tam syna, leżącego już w tym grobie mężczyzny. Jednak wykop nie został zabezpieczony, za co grabarz dostał 200 zł mandatu od straży miejskiej.
We wtorek 4 grudnia materiały w tej sprawie trafiły do Prokuratury Rejonowej w Lublinie. Śledczy ustalą, czy doszło do nieumyślnego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia 37-latków, za co grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do jednego roku.
- Musimy zmierzyć ten wykop, ustalić, czy był w ogóle w jakimś stopniu zabezpieczony. Później powołamy biegłego lekarza, który stwierdzi, czy wpadnięcie do wykopu z ustalonej wysokości było bezpośrednim narażeniem na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia pokrzywdzonych – mówi ppłk Robert Dąbek, zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie.
- Ustalimy także, kto był odpowiedzialny za zabezpieczenie grobowca, grabarz czy zarządca cmentarza – dodaje.
Dozorcą cmentarza jest parafia pw. św. Magdaleny w Łęcznej.
kk