Mimo braku zwłok, sprawa morderstwa Mariusza Śliwińskiego trafiła na wokandę. Śledczy uznali, że zebrane dowody pozwalają na skierowanie aktu oskarżenia przeciwko Marcie K. i Dariuszowi M. Pierwsze spotkanie rodziny zamordowanego z oskarżonymi miało miejsce 22 lutego. Sprawę rozstrzyga Sąd Okręgowy w Lublinie.
Na pierwszej rozprawie Marta K. odmówiła składania wyjaśnień ze względu na fakt, że była pod wpływem leku psychotropowego, który bierze od czasu pobytu w areszcie śledczym. Kobieta została wtedy przewieziona do szpitala, a sąd zdecydował o odroczeniu do 19 marca.
Tego dnia była już w stanie zeznawać. W poniedziałek sąd przychylił się do wniosku obrońcy Marty K., który poprosił o to, by oskarżona zeznawała bez obecności na sali Dariusza M., bo oskarżona "jest od niego uzależniona psychicznie". Marta K. odpowiadała tylko na pytania swojego obrońcy i sądu.
- Wszystko robiłam na polecenie Dariusza M. Nigdy nie planowałam z nim wspólnie zabójstwa, nie przytrzymywałam lewej ręki Mariusza, nie brałam pod uwagę opcji, że dojdzie do zabójstwa, że Darek posunie się do czegoś takiego. Podałam pistolet Darkowi na jego polecenie - mówiła na sali sądowej Marta K.
Poznali się przez Internet
Przypomnijmy: zamordowany - wówczas 36-letni - Mariusz Śliwiński pochodził z Dąbrowy w gminie Milejów. Pracował w Belgii, a gdy wracał do kraju, spotykał się z poznaną przez Internet 32-letnią Martą K. z Ciechanek. Był bardzo zakochany, wysyłał dziewczynie pieniądze.
Feralnego dnia Mariusz wrócił do domu na święta, jednak był w nim bardzo krótko. Śpieszył się do swojej dziewczyny. Miał dla niej prezenty, m. in. buty. Nie wiedział, że w trakcie pobytu w jej domu kobieta esemesuje z 48-letnim Dariuszem M., z którym - jak zeznała w sądzie - zrywała, ale wciąż do siebie wracali. 48-latek miał ją też kilka razy pobić.
Mężczyźni dowiedzieli się o sobie już wcześniej. Były między nimi zatargi. - Kiedy Mariusz spóźnił się na busa, łapał okazję i nadjechał Darek. Mariusz nie widział, że to on, bo go oślepiły światła. Wsiadł do samochodu, gdzie Darek wyciągnął nóż. Mariusz w czasie jazdy wyskoczył z samochodu - mówiła Marta K.
W świetle zeznań oskarżonej, Mariusz miał wynająć kogoś, żeby za 2 tys. zł zabił Darka. - Ja ostrzegłam go, żeby uważał - przyznała kobieta.
"Co zrobiłaś z moim dzieckiem?"
To właśnie zazdrość miała doprowadzić do tragicznego finału, do którego doszło tuż przed Świętami Wielkanocnymi w nocy z 12 na 13 kwietnia ub. roku. - Marta K. zwabiła Mariusza na miejsce zabójstwa i stała na czatach oraz przetrzymywała głowę pokrzywdzonego w trakcie, gdy Dariusz M. zadał mu co najmniej trzy uderzenia pałką teleskopową w głowę oraz zadał nie mniej niż dwa ciosy nożem w okolice klatki piersiowej i serca - przypomniała akt oskarżenia prokurator Dagmara Leńczuk-Rak.
- Marta K. odbezpieczyła i podała Dariuszowi M. uzyskany wcześniej od Mariusza Śliwińskiego pistolet pneumatyczny, z którego Dariusz M. kilkakrotnie oddał strzał z przyłożenia w okolice skroni przy użyciu śrutu stalowego. Następnie Marta K. i Dariusz M. przewieźli prawdopodobnie nieżyjącego już Mariusza samochodem do Łęcznej, gdzie Dariusz M. wrzucił ciało Mariusza do Wieprza - dodała.
Po wszystkim Marta K. zadzwoniła do matki Mariusza, krzycząc, że mężczyznę porwali bandyci przez długi. - Płakała, a ja ją spytałam: "Co zrobiłaś z moim dzieckiem?". Wtedy przestała płakać i się rozłączyła - opowiada matka Mariusza, Zofia Śliwińska. Później wersję wydarzeń o porwaniu Marta K. przedstawiła policji. Funkcjonariusze nie dali jednak wiary jej niespójnym zeznaniom.
Marta K.: "Bałam się"
Do takiej wersji wydarzeń oskarżona się nie przyznaje. Z Mariuszem miała spotkać się ok. godz. 18. W międzyczasie pisała esemesy z Dariuszem M., którego poinformowała o przyjeździe Mariusza. Śliwiński miał wyjąć wiatrówkę i pokazać ją oskarżonej.
- Wypiłam wtedy z pięć piw. Darek chciał, żebym zaprowadziła Mariusza pod sklep, ale ja zaproponowałam, że pójdziemy w stronę wagi na spacer. Chciałam, żeby tam sobie wszysko wyjaśnili. Myślałam, że się tylko pobiją - mówiła Marta K. - Po drodze wzięłam od Mariusza pistolet, bo bałam się, że strzeli do Darka - dodała.
Marta K. twierdzi, że nie widziała, jak Dariusz M. zadawał ciosy nożem Śliwińskiemu. - Było ciemno, widziałam jedynie zarysy postaci jak Darek siedział na Mariuszu okrakiem i krępował jego ręce. Odeszłam w kierunku szosy, piłam tam piwo i paliłam - relacjonowała oskarżona.
- Dlaczego pani tak się zachowała, nie poinformowała nikogo o zajściu, miała przecież pani telefon - pytał sędzia. - Nie wiem, bałam się, nie wiedziałam co mam zrobić, nie brałam pod uwagę, że do czegoś takiego dojdzie. Obawiałam się o własne życie - mówiła Marta K.
Ciała nie znaleziono
Śliwińscy zaraz po śmierci syna przygotowali grobowiec w Woli Korybutowej, w którym jest miejsce dla Mariusza. - Myśleliśmy, że zaraz go odnajdą - mówi siostra zamordowanego.
Mimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań, zwłok mężczyzny do dzisiaj nie udało się odnaleźć. Do poszukiwań wykorzystywano sonary, specjalnie wyszkolone psy i ekipy nurków. Służby sprawdziły dokładnie brzeg i samą rzekę, usuwając z niej drzewa. Służby przeczesywały Wieprz kilka miesięcy. Ostatnio szukały ciała Mariusza także w rzece Śwince, studni i dwóch stawach.
Poszukiwania mają zostać wznowione wiosną.