Koszykarze Startu wygrali dwa pierwsze mecze ćwierćfinałowe u siebie, a później przegrali jedno spotkanie na wyjeździe. Przed czwartym meczem byli jednak faworytami, bo do gry po urazie wracał Manu Lecomte, a w szeregach Czarnych kończącej sezon kontuzji doznał jeden z absolutnych liderów Alex Stein.
Początek meczu był co najmniej szokujący. Start grał wręcz fatalnie, pudłował wszystko, co się dało i zaliczał stratę za stratą. W pierwszej kwarcie lublinianie spudłowali każdy z 11 rzutów za trzy punkty. Efektem było prowadzenie 29:7 na korzyść miejscowych. Trener Wojciech Kamiński poszukiwał optymalnego zestawienia na boisku, ale właściwie żaden z jego zawodników nie był pewnym punktem i gwarantem skutecznych akcji. Piłkę tracili właściwie wszyscy i wszyscy podejmowali złe decyzje pod koszem rywali. W tym czasie słupszczanie bawili się w najlepsze. Nie grali nadzwyczajnej koszykówki, ale byli bardziej cierpliwi i przede wszystkim skuteczniejsi.
W pewnym momencie rywale prowadzili aż 26 punktami. W końcówce drugiej kwarty "Startowcom" udało się nieco przyspieszyć i wreszcie złapać rytm, a ciężar na siebie wzięli Tyran De Lattibeaudiere i Tevin Brown. Temu duetowi właściwie w pojedynkę udało odrobić stratę do przeciwników. Ekipa z Lublina wygrała drugą kwartę, ale na przerwę zeszła przy wyniku 46:28 na korzyść rywali.
Po zmianie stron gra Startu wyglądała już znacznie lepiej, ale różnica punktowa była tak duża, że nawet dobre akcje i niezłe fragmenty gry nie pozwalały jej znacznie zniwelować. Jednak po siedmiu minutach drugiej połowie miejscowi prowadzili "tylko" 14 punktami. Można było mieć więc nadzieję, że czerwono-czarni jeszcze powalczą. Nie pomagały jednak nietrafione rzuty wolne CJ-a Williamsa, czy rzuty z dystansu Browna. Na koniec obejrzeliśmy jeszcze głupi, niesportowy faul Filipa Puta i Czarni znów zwiększyli prowadzenie. Przed ostatnią odsłoną było 72:49 na ich korzyść.
Odrobienie takiej straty w finałowej kwarcie pozostawało właściwie w kategorii marzeń i to tych nie do spełnienia. Nikt z lublinian nie okazał się cudotwórcą, a miejscowa publiczność świętowała. Na otarcie łez kilka punktów dorzucił Brown, a kilka zbiórek Michał Krasuski i Roman Szymański. Finalnie czerwono-czarni przegrali , a wynik w serii to 2-2.
Do rozstrzygnięcia rywalizacji potrzebny będzie piąty mecz w Lublinie, który zaplanowano na niedzielę 25 maja. Pozostaje liczyć, że koszykarze Startu do tej pory zdołają się obudzić i dadzą kibicom nieco więcej pozytywnych emocji. O to trudno nie będzie, bo takich w czwartkowy wieczór było naprawdę niewiele.
Icon Sea Czarni Słupsk - PGE Start Lublin 89:57 (29:7, 17:21, 25:21, 17:8)
Czarni: Sueing 25, Tomczak 16, Kocovic 11, Nowakowski 10, Jackson 9, Ford 8, Musiał 8, Czoska 2, Dziemba, Klocek, Mangjafić,
Start: Brown 18, De Lattibeaudiere 9, Drame 7, Williams 7, Lecomte 5, Krasuski 3, Pelczar 3, Ramey 3, Put 1, Szymański.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.