Badania zostały przeprowadzone przed piątkowym meczem biało-czerwonych z Azerbejdżanem. – Czułam się wtedy bardzo dobrze, zarówno fizycznie, jak i w obecności drużyny. Byłam testowana na nowej pozycji, na „dziesiątce” i wszystko szło super. Bardzo chciałam wystąpić w tamtym meczu. Gdy trener dostał wyniki, zaczął wyczytywać nazwiska. Usłyszałam „Karczewska” i powiedziałam sobie pod nosem „nie”… Po chwili usłyszałam swoje imię – opowiada „Kamyk”. – Byłam wściekła, popłynęły łzy, ale razem z dziewczynami stwierdziłyśmy, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że na pewno ta sytuacja czegoś nas nauczy, wyćwiczy nasz charakter – dodaje.
Małgorzata Grec zgrupowanie reprezentacji musiała opuścić pomimo negatywnego wyniku testu, a ze względu na bliski kontakt właśnie z Eweliną Kamczyk, z którą była w pokoju. – Było mi przykro, że nie mogę wspierać dziewczyn, ale jeśli nie mamy na coś wpływu, musimy zacisnąć zęby i jakoś to przetrawić – mówi Gosia Grec.
– Byłam pewna, że jestem zdrowa, ale dzień po powrocie z kadry i u mnie pojawiły się objawy choroby. Zaczęłam się gorzej czuć, a dwa dni później, okazało się, że nie mam smaku i węchu, a po wstaniu z łóżka, nie byłam pewna, czy mam 21 czy 71 lat, nie ubliżając osobom starszym – opisuje Grec. – Smaku i węchu nie mam do teraz i nikomu tego uczucia nie polecam. Zauważyłam to, gdy jadłam tajską zupę, którą przyniosła mi pod drzwi znajoma. Jadłam, jadłam i sobie myślę: „o co chodzi, restauracja nie dodała papryczki?!”. Później zrobiłam kawę i nic, wieczorem herbatę – to samo, zero smaku. Nawet powąchałam perfumy, które nagle straciły zapach. Wtedy się zorientowałam – kontynuuje.
(...)
CAŁY TEKST NA STRONIE KLUBU - LINK