reklama

Brutalne zabójstwo w Ciechankach. Oskarżona: "Brałam silne proszki, nie mogę zeznawać" (zdjęcia)

Opublikowano:
Autor:

Brutalne zabójstwo w Ciechankach. Oskarżona: "Brałam silne proszki, nie mogę zeznawać" (zdjęcia) - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMimo braku ciała zamordowanego, dziś ruszył proces o morderstwo Mariusza Śliwińskiego. Na ławie oskarżonych zasiedli Marta K. i jej partner Dariusz M. Pierwsza rozprawa zakończyła się jednak odroczeniem, bo oskarżona stwierdziła, że nie może zeznawać przez leki psychotropowe. - Stresuję się strasznie - powiedziała przed sądem Marta K. 

Przypomnijmy: zamordowany - wówczas 36letni - Mariusz Śliwiński pochodził z Dąbrowy w gminie Milejów. Pracował w Belgii, a gdy wracał do kraju, spotykał się z poznaną przez Internet 32-letnią Martą K. z Ciechanek.

Po jakimś czasie dowiedział się, że pod jego nieobecność kobieta rzuca się w objęcia 48-letniego łęcznianina Dariusza M. Między mężczyznami dochodziło już wcześniej do awantur. 

To zazdrość miała doprowadzić do tragicznego finału, do którego doszło tuż przed Świętami Wielkanocnymi w nocy z 12 na 13 kwietnia ub. roku. 

"Co zrobiłaś z moim dzieckiem?"

- Marta K. zwabiła Mariusza na miejsce zabójstwa i stała na czatach oraz przetrzymywała głowę pokrzywdzonego w trakcie, gdy Dariusz M. zadał mu co najmniej trzy uderzenia pałką teleskopową w głowę oraz zadał nie mniej niż dwa ciosy nożem w okolice klatki piersiowej i serca – mówiła w czwartek 22 lutego na sali sądowej prokurator Dagmara Leńczuk-Rak.

- Marta K. odbezpieczyła i podała Dariuszowi M. uzyskany wcześniej od Mariusza Śliwińskiego pistolet pneumatyczny, z którego Dariusz M. kilkakrotnie oddał strzał z przyłożenia w okolice skroni przy użyciu śruteu stalowego. Następnie Marta K. i Dariusz M. przewieźli prawdopodobnie nieżyjącego już Mariusza samochodem do Łęcznej, gdzie Dariusz M. wrzucił ciało Mariusza do Wieprza – dodała.

Mimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań, zwłok mężczyzny do dzisiaj nie udało się odnaleźć. 

Po wszystkim Marta K. zadzwoniła do matki Mariusza, krzycząc, że mężczyznę porwali bandyci przez długi. – Płakała, a ja ją spytałam: „Co zrobiłaś z moim dzieckiem?”. Wtedy przestała płakać i się rozłączyła – opowiada matka Mariusza, Zofia Śliwińska. Później wersję wydarzeń o porwaniu Marta K. przedstawiła policji. Funkcjonariusze nie dali jednak wiary jej niespójnym zeznaniom.

Pierwsze spotkanie rodziny Mariusza z oskarżonymi

Na sali sądowej Marta K. nie przyznała się do winy, odmówiła składania zeznań ze względu na fakt, że jest pod wpływem leku psychotropowego, który bierze od 10 miesięcy, czyli od czasu pobytu w areszcie śledczym. Oskarżona przyznała, że nie zgłaszała nikomu wcześniej swojego stanu.

- Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie zeznawać, bo brałam silne proszki. Stresuję się strasznie – powiedziała.

- Są to proszki, które przyjmuje od dłuższego czasu. Zdenerwowanie jest chyba zrozumiałe w tej sytuacji – argumentowała prokurator. Na to Marta K. stwierdziła, że teraz bierze większe dawki niż na początku, ale nie była w stanie powiedzieć, od kiedy.

Rodzice Mariusza Śliwinskiego na rozprawie pierwszy raz zobaczyli oskarżonych. – Czekaliśmy na dzień, kiedy spojrzymy im w oczy. Chciałam zapytać go, gdzie jest moje dziecko – mówiła Zofia Śliwińska patrząc jak policjanci wyprowadzali Dariusza M. - Cierpię podwójnie, bo nie ma ciała Mariusza - dodała.

Oskarżoną zbada biegły

Z powodu braku zwłok Śliwińscy mają kłopoty m. in. nie mogą przepisać ziemi na córkę. - Tylko telefon udało nam się wyłączyć, ale w urzędach wszystko jest zapisane tak, jakby wciąż żył – mówiła siostra zamordowanego.

Brak ciała nie był przeszkodą do rozpoczęcia procesu w sprawie zabójstwa Mariusza. Jednak na pierwszej rozprawie sąd zarządził najpierw przerwę, po której zdecydował o odroczeniu do 19 marca.

- Oskarżona powiedziała, że po leku psychotropowym nie może się skupić i właściwie myśleć, nie wiadomo, czy nie wzięła więcej tej substancji, w związku z tym zdecydowano o przewiezieniu oskarżonej do szpitala na ul. Kraśnickiej w celu badania toksykologicznego – powiedział sędzia.

Na to prokurator wniosła o przeprowadzenie badań przez biegłych psychiatrów co do możliwości uczestniczenia oskarżonej w rozprawach.   

Oskarżonym grozi dożywocie. 

Więcej we "Wspólnocie Łęczyńskiej" - od wtorku 27 lutego w Twoim punkcie sprzedaży! 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo