reklama

Na rostrzelanie w imieniny

Opublikowano:
Autor:

Na rostrzelanie w imieniny - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościChruszczow był bardzo zadowolony ze schwytania Bogdanowicza, donosząc o tym do Warszawy pisał: "Wzięcie Bogdanowicza, który wywierał silny wpływ na umysły mieszkańców Lublina zachwiało wiarę w moralną siłę powstańców". 

Jednak za wcześnie cieszyli się Rosjanie, nie zdawali sobie wtedy sprawy, że jest to początek powstania, które trwać będzie jeszcze ponad rok. 

Nie prosił o łaskę 

Bogdanowicz dla Rosjan był jedną z najbardziej kluczowych osób, dlatego książę Konstanty o jego pojmaniu poinformował osobiście cara Aleksandra II. Bogdanowicza przewieziono do więzienia na Zamku Lubelskim. Walery Przyborowski powołując się na wspomnienia rodziny Bogdanowicza zapisał "Chociaż wiedział, co go czeka zachował się do końca z rezygnacją i godnością, nie pozwalał do siebie mówić Chruszczowowi ty bo i ja tak samo do ciebie mówić będę". Chruszczow namawiał usilnie Bogdanowicza, aby prosił o łaskę cara. Nie uratowało by mu to życia, Rosjanom zależało, aby pokazać społeczeństwu polskiemu, że złamali ich nieustraszonego bohatera. Podobno miał go do tego namawiać osobiście adiutant księcia Konstantego - Kirejew, przebywający wtedy w Lublinie.

Kazimierz Bogdanowicz odmówił, bo wolał śmierć niż upokorzenie. Taka postawa Bogdanowicza miała irytować Rosjan. W czasie przesłuchania Kalikst Kwiatkowski pochwycił go za brodę krzycząc "Mamy cię ptaszku", za co Bogdanowicz miał go uderzyć w twarz. Upór Kazimierza spowodował, że już 4 marca odczytano mu wyrok polowego sądu wojennego skazujący na śmierć przez rozstrzelanie. Dobór daty odczytania wyroku nie był przypadkowy, był to dzień jego imienin. Tak, jak zaznaczyłem wcześniej, sam car Aleksander II interesował się jedną z najważniejszych postaci powstania licząc, że jego zeznania doprowadzą do członków najwyższych władz narodowych w Warszawie. 

Nic nie powiedział

Bogdanowicz nic jednak w śledztwie nie powiedział. Rankiem 5 marca przyprowadzono do więzienia na Lubelskim Zamku ks. Stanisława Felińskiego. Udzielił on Bogdanowiczowi posługi religijnej i następnie świadkował przy sporządzaniu listu pożegnalnego, który jednocześnie był jego testamentem. Kazimierz kierował ten list do matki. Oto jego treść:

 Najdrożsi Moi! Ty najdroższa Matko daruj, jeżelim kiedykolwiek obraził cześć Ci należną. Módl się do Pana Naszego aby nie raczył pamiętać na grzechy moje. Żegnam Was wszystkich proszę w tej chwili by Bóg raczył dopuścić byśmy się jeszcze kiedyś mogli razem Tam znajdować. Z pieniędzy moich 21 500 złp., które są kaucją dzierżawy (majątku w Łowczy) wynagrodzić krzywdy jakie komukolwiek kiedyś wyrządziłem. Złotych dwa tysiące dać Olesi, która u Mamy wcześniej służyła. Paśkowi Borysowi z Majdanu Nadrybskiego złotych tysiąc. Borowiczce złotych 500, żonie Powagi złotych 1000. Długi zapłacie jako to Tniaskiemu krawcowi, Hanzylkowi Garliczowi złp 500. Paziowi Gołuchowskiemu około 7000 złp. Z reszty przeznaczyć na ogrodzenie cmentarza w Łowczy i postawienie figury Matki Boskiej. 2000 złp dołączyć do funduszu gromadzkiego w Łowczy. Resztę zaś pieniędzy moich Mama obróci jak Jei się podobać będzie. Żegnam was, jeszcze raz żegnam- żegnam wszystkich moich przyjaciół i nieprzyjaciół, żegnam wszystkich, którzy mi zaufali niech mi darują jeżeli ich zaprowadziłem na drogę, która sprzeciwiała się ich myśleniu. Żegnam Was kochajcie milion razy mocniej Polskę niżeli ja ją kochałem, a Bóg jej da wolność. Żegnam Was. Wasz Syn Brat Sługa."

Podpisano Kazimierz Bogdanowicz dnia 5 marca 1863 r. o godzinie 6 rano w obecności ks. Stanisława Felińskiego.  

W Zimnych Dołach

Bogdanowicza rozstrzelano 6 marca w wąwozie w tzw. "Zimnych Dołach" za murami koszar świętokrzyskich, w miejscu, gdzie rozchodzą się drogi do Sławinka i Kraśnika

Bogdanowicza rozstrzelano 6 marca w wąwozie w tzw. "Zimnych Dołach" za murami koszar świętokrzyskich, w miejscu, gdzie rozchodzą się drogi do Sławinka i Kraśnika.

Bogdanowicza rozstrzelano następnego dnia rano w wąwozie w tzw. "Zimnych Dołach" za murami koszar świętokrzyskich, w miejscu, gdzie rozchodzą się drogi do Sławinka i Kraśnika. Tam też pogrzebano jego zwłoki, a miejsce pochówku i okolicę zdeptano kopytami końskimi, by nikt nie mógł odnaleźć ciała. Przed samą egzekucją Bogdanowicz nie pozwolił sobie zawiązać oczu ani przywiązać do słupa. W chwili śmierci miał trzymać zdjęcie narzeczonej w ręku.

Tego samego dnia o godzinie 13 minut 12 wielki książę Konstanty telegrafował do brata, cara Aleksandra II informując go, że Bogdanowicz został stracony, dodając: "Był bardzo uparty, nic nie powiedział". Następnego dnia po egzekucji przybyła do Lublina matka Kazimierza i udała się do Chruszczowa, mówiąc "Kiedyś się krwią syna mego nasycił, oddaj mi ciało jego". Generał odmówił. Wydał na tą okoliczność buńczuczny, specjalny rozkaz do wojska informujący o rozstrzelaniu Kazimierza Bogdanowicza. (...) Dopiero w 1916 r. z miejsca egzekucji i pochówku w zasypanych rowach za koszarami świętokrzyskimi w Lublinie ekshumowano szczątki Kazimierza Bogdanowicza i w uroczystej manifestacji przeniesiono 22 października na cmentarz przy ul. Lipowej, do wspólnej mogiły powstańców z 1863 roku. Na grobie ustawiono krzyż wykonany z dubeltówki, która należała do dowódcy powstańców Bogdanowicza. (...)

Jednostka wyjątkowa, dzielna i szlachetna

Historyk Walery Przyborowski tak scharakteryzował postać Kazimierza Bogdanowicza: "Bardzo energiczny, pełen poświęcenia szalonej odwagi i zapalonej miłości Ojczyzny, cały swój majątek poświęcił i prawie wyłącznie swym kosztem oddział ów uformował". W podobnym tonie pisał Aleksander Kraushar "jednostka wyjątkowa dzielna i szlachetna, która mierząc siły wedle zamiaru, lecz nie zamiar wedle sił, poszła przebojem na walkę z losem nieubłaganym, z wiarą ułudną w urzeczywistnienie tego, czego nawet doskonale zorganizowane zastępy bojowe armii Królestwa Kongresowego w r. 1831 w warunkach nierównie pomyślniejszych zdziałać nie były w stanie". Pisząc o roli i znaczeniu Kazimierza Bogdanowicza w powstaniu styczniowym trzeba podkreślić także fakt, że jego żołnierze, którym udało się wymknąć po bitwie pod Zezulinem i innych potyczkach, w większości nie zaprzestali walki zbrojnej. Ich doświadczenie i znajomość terenu była bardzo istotna dla nowych oddziałów, w których przyszło im służyć. 

Opracowany fragment książki pt. "Łęczna i okolice w powstaniu styczniowym. Miejsca Pamięci" autorstwa Piotra Winiarskiego. Pochodzi ze "Wspólnoty Łęczynskiej" nr 9, 27 lutego 2016 r. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE