Mieszkali razem ze zmarłą w jednej z dużych wsi pod Łęczną. 71-letnia matka, teściowa i babcia leczyła się na cukrzycę. Poza tym była sprawną i samodzielną kobietą. To, że trafiwszy do szpitala z objawami przeziębienia i już z niego nie wyszła, to dla rodziny szok równie wielki, jak jej nagła śmierć.
Był sezon grypowy
Początek lutego. W domu chorują dzieci. W niedzielę babcia źle się czuje, gorączkuje, nie może o własnych siłach wrócić z łazienki - opowiada synowa. - Wezwaliśmy więc pogotowie. Przeziębienie - mówi lekarz i zaleca m.in. przepajanie...Ja mówię, że mama ciężko oddycha. I słyszę, że mi się wydaje.
Jednak stan chorej się nie poprawia, w poniedziałek rano rodzina wzywa karetkę po raz drugi. Ekipa pogotowia zabiera chorą do PSK 4 w Lublinie. We wtorek syn odwiedza matkę już na OIOMie. Przed południem jest przytomna. Z maską tlenową na twarzy, ale dopytuje o wnuki. We wtorek po południu zatrzymuje się serce, karta szpitalna wspomina o ponad 25-minutowej reanimacji. Od tego momentu jest nieprzytomna.
- Jeździłem codziennie, mama zmarła dwa i pół tygodnia od przywiezienia do szpitala - mówi syn.
- Jestem święcie przekonana, że gdyby nie było lekarza, ratownicy zabraliby teściową za pierwszym razem, włożyli już wkucie, zrobiono by jej badania, może dostałaby antybiotyk, kroplówki i nie doszłoby do tego - mówi synowa.
(...)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).
Jolanta Chwałczyk