Pisano o Panu także: prezes pierwszej polskiej kopalni węgla kamiennego, która się zrestrukturyzowała i zyskała samodzielność finansową, wieloletni prezes Bogdanki i Górnika Łęczna, prezes nawet na emeryturze, jeden z najdłużej funkcjonujących w polskim górnictwie menedżerów, legendarny prezes, co uratował kopalnię przed likwidacją, górnik, biznesmen... Które z tych określeń najtrafniej odpowiada na pytanie, kim jest Stanisław Stachowicz?
Wszystkie! (śmiech)
Bogdanka, której szefował Pan siedemnaście lat, obchodzi jubileusz 40-lecia wydobycia. Gdzie Pan był, gdy uruchamiano pierwszą ścianę?
Byłem nadsztygarem odpowiedzialnym za uruchomienie tej ściany. Prowadziłem po tej ścianie ministra Piotrowskiego (Czesław Piotrowski, generał dywizji Wojska Polskiego, szef Wojsk Inżynieryjnych, w roku 1981 urlopowany z wojska i powołany na stanowisko ministra górnictwa i energetyki, które piastował do 1986 – za Wikipedią przyp. JCh).
Nie wiem, dlaczego ja, bo przecież wcześniej poszedłem w odstawkę jako wiceprzewodniczący "Solidarności" w Bogdance. Przewodniczącego miesiąc przed stanem wojennym wzięli do ZOMO, zostałem sam, 11 grudnia z trybuny zapewniałem ludzi, że nie będzie żadnej wojny. Nie wywalono mnie i nie internowano dlatego najprawdopodobniej, że milicja była w posiadaniu listy ze starym składem prezydium, ale zostałem odsunięty od wszystkich działań, a dyrektor powiedział mi w oczy: "No to sobie przesrałeś karierę". Przypomnieli sobie o moim istnieniu, jak przyszło do zbrojenia ściany. Dwóch nas było odpowiedzialnych za to, by zaprojektować i dopilnować jej uzbrojenia, Stanisław Zając i ja.
Można powiedzieć, że ta ściana Pana uruchomiła.
Rzeczywiście, przywróciła do pracy, a było co robić, choć patrząc na ciąg dalszy, na lata 1983-1989 z ekonomicznego punktu widzenia, dopóki szyb nr 3 nie został uruchomiony, dziś wydaje mi się, że to wszystko chodziło wyłącznie dzięki bałaganowi ówczesnego ustroju. W normalnych warunkach kopalnię by w pierony zamknięto. My natomiast zdobyliśmy w tym okresie inny kapitał. Kadra techniczna przekonała się, że bardzo dużo umie i potrafi sama zaprojektować i wdrożyć pionierskie rozwiązania techniczne, a pracownicy nauczyli się naprawdę porządnej roboty. Do tej pory fachowcy z Bogdanki cenieni są na całym Śląsku.
Dziś w Bogdance ściana bardziej niż z jubileuszem kojarzy się z poważnym problemem geologicznym, który skutkował ścięciem tegorocznego wydobycia o prawie milion ton i rzutuje na produkcję również w roku przyszłym. Jak Pan postrzega tę sytuację?
To w Bogdance nie nowość, nie pierwsza i pewnie nie ostatnia zaciśnięta ściana. Zagniotło nam już ściany w przeszłości, zarówno pierwszą na Bogdance, jak pierwszą na Nadrybiu i - z mozołem - ale te ściany uruchomiono. Przyjeżdżający ze Śląska mówili, że gdyby im tak zagniotło, to zaniechaliby dalszej eksploatacji takiej ściany. Widziałem kilka zawalonych ścian jeszcze w czasie, gdy ściany prowadzono na obudowę indywidualną, czyli w początku lat 70., ale żaden z tych zawałów nie był aż tak ciężki i rozległy. Jestem również na sto procent przekonany, że jeszcze dwa razy próbowało nam zacisnąć ścianę. Tu pochwały należą się Mirosławowi Masiakiewiczowi (kierownikowi ruchu Pola Stefanów – przyp. red.), w którego rejonach się to wydarzyło, który od razu reagował i potrafił te ściany wyciągnąć.
Jak było ostatnio i czy dało się tę ścianę wyciągnąć, nie potrafię powiedzieć. Jedno jest pewne, że nie mamy w Lubelskim Zagłębiu do czynienia z tąpnięciami jak na Śląsku, gdzie następuje gwałtowne odprężenie skał, stwarzające poważne niebezpieczeństwo dla ludzkiego życia. Mamy tu miękki górotwór, który zgniata ścianę przez jakiś czas, ale za to bardzo skutecznie. Podsumowując, w górnictwie takich "ataków" górotworów na ściany nie da się do końca przewidzieć.
Ślązacy komentowali na forach, że wraz z kłopotami Bogdanki przyszła chwila prawdy o prymusce polskiego górnictwa.
Nie podobało mi się to ciągłe powtarzanie, że jesteśmy pierwsi i najlepsi. Nie powinno się było tego robić. Życie nie składa się z samych sukcesów, w związku z czym potrzeba więcej pokory niż PR-u. Jak np. kopalnia może być inteligentna? Kopalnia inteligentnych rozwiązań to już lepiej, ale czy w takim razie inne kopalnie mają nieinteligentne te rozwiązania? Za dużo pychy i PR-u, po co to komu. Najlepsi nie muszą zapewniać, że są najlepsi.
Czego Panu zabrakło w strategii Bogdanki przez ostatnie lata?
No właśnie zabrakło mi strategii. Ona się, mam wrażenie, co chwilę zmieniała, za co winiłbym trochę kolejnych właścicieli skupionych na pogoni za zyskiem i pieniędzmi w kasie. Podejrzewam niektórych szefów kopalni o absolutny brak wiary w to, że Bogdanka dotrwa do 2049 roku wyznaczonego w planie wygaszania polskich kopalń. Dlatego wydobywali, a nie inwestowali. Enea chciała tylko wyniku. Już dawno powinien być zrobiony szyb. Czy w polu Orzechów, czy w polu K-6 K-7. Zabrakło inwestycji, które zapewniałyby Bogdance długotrwałą egzystencję. Szybów i wyrobisk o kapitalnym znaczeniu, czyli takich, które nie służą do eksploatacji, ale długotrwale udostępniają złoża.
A węgiel koksujący, o który spierali się z Bogdanką, a teraz spierają z Polską przed Trybunałem Arbitrażowym w Hadze Australijczycy?
Żadnego węgla koksującego z Bogdanki nie będzie. On zalega tu gniazdowo i nie ma technologii umożliwiającej jego opłacalne wydobycie. W mojej ocenie węgla koksującego z Bogdanki w sposób ekonomiczny wydobyć się nie da.
Co doradziłby Pan dziś Bogdance?
Trzeba rozparzyć harmonogram budowy szybów i wykonania wyrobisk. To oczywiście będzie kosztowało.
Budować szyby, gdy rok temu zamykaliśmy górnictwo?
W tym cały dowcip, że żyjemy w kraju, w którym dzisiaj jest to, jutro tamto. Weźmy taką Australię: wydobywa około 300 milionów ton węgla, ale sama spala niewiele. Wszystko idzie w świat i Australii, będącej jednym z najbardziej ekologicznych krajów na świecie, wydobycie węgla dla innych krajów w ogóle nie przeszkadza. Norwegia, kolejne państwo eko, wydobywa gaz i ropę naftową, które sprzedaje Europie, sama korzystając z czyściutkiej energii z wody. Czy Norwegów to boli? My byśmy do 2049 roku, jak zakłada horyzont istnienia Bogdanki, ze zbytem problemów nie mieli. Jednak ten horyzont jest nie do utrzymania bez szybów. Bez szybów Bogdanki nie będzie już w roku 2032.
Które z zagrożeń na przestrzeni tych 40 lat wskazałby Pan jako najpoważniejsze dla Bogdanki: kurzawkę, kryzysy gospodarcze, dekarbonizację, politykę, zaciśniętą ścianę?
O zaciśniętej ścianie nie ma co dłużej rozprawiać, górnictwo to górnictwo, trzeba mieć rezerwowy front i pilnować, choć tu nie ma mądrego. Natomiast w pierwszym okresie pojawiła się kurzawka, która rzeczywiście podważyła sens budowy Lubelskiego Zagłębia Węglowego. Dwa razy zostały szyby zalane, dwa razy w jednym szybie była awaria. Wyglądało na to, że przez kurzawkę w ogóle tego Zagłębia nie będzie.
Co do kryzysów gospodarczych, dobry menedżer liczy się z tym, że przyjdą. Dekarbonizacja? Jak mówiłem wcześniej, my nie musielibyśmy sprzedawać węgla w Polsce. Dopóki Bogdanka będzie miała wysoką wydajność i niskie koszty, dopóty przeżyje.
Wracając do rankingu, w którym doceniono pańską biznesową intuicję. Co ta intuicja w sprawie węgla i górnictwa podpowiada Panu dzisiaj?
Data wyznaczona dla Bogdanki w roku 2049 jest bardzo realna, ale trzeba to zrobić w dobrym stylu. Kto powiedział, że ostatnie lata muszą być takie biedne? Nawet upadłość można porządnie zaplanować.
Niestety, górnictwo, mimo chwilowej koniunktury, jest i nadal będzie schyłkowe. Wysokie ceny węgla ożywią branżę tylko na jakiś czas. Konkurencja ze strony takiej np. Indonezji - gdzie węgiel wydobywa się łatwo, wystarczy, jak to się mówi, palmy zedrzeć i mamy węgiel - spowoduje, że ten nasz polski nie będzie miał już takiej ceny. Znajdą się importerzy, którzy dostarczą węgiel znacznie taniej. Nie ma się co łudzić, że nastąpi renesans górnictwa. Górnictwo musi odejść, ale na pewno powinno odejść godnie.
Niemniej, Bogdanka z dobrym planem perspektywicznym może do wyznaczonego 2049 roku rentownie przetrwać, dając władzom i całemu społeczeństwu czas na zadanie najważniejsze. Na znalezienie nowego sposobu na życie. Niestety, wiecznie liczyć na pieniądze z kopalni i zatrudnienie w Bogdance nie można.
Cały wywiad - w najnowszym 35. "Merkuriuszu Łęczyńskim", roczniku wydawanym przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łęczyńskiej
CZYTAJ TAKŻE: "Merkuriusz Łęczyński" to goniec w sile wieku
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.